sprawdź inforamcje na nowym portalu!

portal gazeta.pl

 

wtorek, 15 V 2001

 

 


 :: Aktualnosci    :: Miasto    :: Punkty Widzenia    :: Sport  

Nowa inwestycja Uniwersytetu Wrocławskiego

Trwają prace nad projektem nowego gmachu Biblioteki Głównej Uniwersytetu Wrocławskiego. Budynek, będący w moim przekonaniu najbardziej oderwaną od rzeczywistości inwestycją od czasów Huty Katowice, ma stanąć koło mostu Pokoju i kosztować podatnika, według różnych źródeł, od 200 do 300 milionów złotych. Tyle co półtora nowego mostu na Odrze i 300 razy więcej od rocznych wydatków biblioteki na zakup książek.



Do budynku prowadzić ma nowa ulica, niezbędna podążającym tam tłumom. Tylko że żadnych tłumów nie będzie. Bibliotekę Główną odwiedza z grubsza tylu czytelników, co przeciętny kiosk z gazetami w spokojnej dzielnicy.


Projektowany gmach ma mieć powierzchnię prawie 40 tys. mkw. Wszystkie obiekty dydaktyczne Uniwersytetu mają razem około 130 tys. mkw. Powierzchnia w standardzie biblioteki jest droga, zamiast niej można by zatem od podstaw zbudować pół wielkiego uniwersytetu.
Biblioteka Główna Uniwersytetu Wrocławskiego gromadzi około dwóch milionów woluminów. Dla porównania - Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego to 2,5 miliona książek w siedzibie o powierzchni 40 tys. mkw., za dużej zresztą, bo zbudowanej "na wyrost" z myślą o przechowywaniu 5 milionów tomów. Biblioteka Jagiellońska po ostatniej rozbudowie gromadzi 3,5 miliona woluminów na około 32 tys. mkw. Nowy budynek Biblioteki Śląskiej ma 16 tys. mkw., a są w nim dwa miliony tomów i miejsce na drugie tyle. Planowana we Wrocławiu, wielka jak ludzkie ambicje inwestycja wydaje się znacznie przekraczać racjonalne potrzeby.

Główna na marginesie

Skala przedsięwzięcia nie pozostaje też w żadnym związku ze znaczeniem biblioteki dla uniwersytetu i miasta. W systemie bibliotecznym uniwersytetu działa 40 niewielkich (przeciętnie po trzy etaty) bibliotek zakładowych. Służą one czytelnikom tam, gdzie oni się rzeczywiście znajdują, to znaczy w rozproszonych po całym mieście instytutach i wydziałach. Biblioteki zakładowe mają łącznie półtora miliona woluminów. I choć statystyczną miarą wielkości biblioteki jest liczba posiadanych tomów, to jej znaczenie dla środowiska mierzy się liczbą wypożyczeń książek i ich udostępnień w czytelniach. Z tego punktu widzenia rola Biblioteki Głównej jest marginalna. Wszystkie uniwersyteckie biblioteki notują łącznie w ciągu roku 440 tys. wypożyczeń i 1460 tys. udostępnień w czytelniach (dane za rok 2000). W tej liczbie udział Biblioteki Głównej to 93 tys. wypożyczeń (21 proc.) i 392 tys. udostępnień (26 proc.). Biblioteki zakładowe realizują zatem prawie 80 procent wszystkich wypożyczeń i trzy czwarte udostępnień. Biblioteka Wydziału Prawa udostępnia rocznie dwie trzecie tego co Główna. Biblioteki instytutów Historycznego i Historii Sztuki udostępniają łącznie w ciągu roku 210 tys. książek, a wypożyczają 50 tys., czyli ponad połowę tego, co Główna. Proporcje te systematycznie zmieniają się na niekorzyść Biblioteki Głównej i nowy budynek tego nie zmieni, choćby był pozłacany, bo ludzie nie chcą wędrować po książkę przez pół miasta.

Skarby i buble

Biblioteka Główna zajmuje budynki w dwóch punktach Wrocławia. Obiekty te nie są małe: średnia liczba książek na metr kwadratowy jest w nich mniej więcej taka jak w rozbudowanej Bibliotece Jagiellońskiej i w nowej Bibliotece Śląskiej. Natomiast ich stan istotnie nie jest idealny.


W budynku na Wyspie Piaskowej znajduje się kolekcja około 400 tys. tomów tzw. zbiorów specjalnych: rękopisów, starodruków i zbiorów przedwojennej biblioteki miejskiej. Te cenne zabytki zasługują na godną siedzibę. Stanowią jednak niewielką część księgozbioru Biblioteki Głównej i są mało udostępniane. Nie wymagają więc dużych czytelni. Myślę, że dla zapewnienia kolekcji bezpieczeństwa wystarczyłby budynek (albo rozbudowa istniejącego) o powierzchni rzędu 4 tys. mkw., co przy odpowiednim standardzie oznaczałoby koszt około 20 milionów złotych. Na sam projekt molocha koło mostu Pokoju wyrzucono już niestety prawie 10 milionów.


Drugi obiekt jest przy ul. Szajnochy. Są to dwa sąsiadujące budynki, z których jeden był zbudowany przez Niemców jako biblioteka miejska. Gromadzi się tu głównie książki powojenne, bez wartości zabytkowej. Jest ich półtora miliona i nie mieszczą się w magazynach, co ma być głównym argumentem za budową molocha za ćwierć miliarda.


Przyjrzyjmy się przez chwilę tym zbiorom. Ich część jest skatalogowana elektronicznie, a katalog dostępny jest w Internecie. Tworzona od sześciu lat baza danych obejmuje około 150 tys. tomów, czyli zaledwie ok. 10 proc. ogółu. Ale zawiera książki najnowsze i najchętniej wypożyczane, dlatego spośród tych 10 procent pochodzi mniej więcej połowa wszystkich wypożyczeń.


W katalogu znajdujemy takie skarby kultury jak: "Marksistowska teoria rozwoju społecznego" J. Wiatra (16 egzemplarzy), Z. Rybicki "Administracja gospodarcza w PRL" (34 egz.), S. Kozyr-Kowalski "Dialektyka a społeczeństwo: wstęp do materializmu historycznego" (40 egz.), T. Fuks "Ustrój polityczny PRL" (36 egz.) czy wreszcie A. Bodnar "Podstawy nauk politycznych - podręcznik dla szkół wyższych" (z 1979 r., 34 egz.) i tegoż autora "Nauka o polityce" (z 1984 r., 79 egz.).
Baza danych pozwala sprawdzić liczbę wypożyczeń każdego egzemplarza w ostatnich kilku latach. W tym czasie czytelników znalazły jedynie (czy może aż) trzy egzemplarze książki Wiatra i po dwa Kozyra-Kowalskiego i Rybickiego. Po dzieło Fuksa nie sięgnął nikt. Jak widać, bezużyteczność części zbiorów Biblioteki Głównej ujawniła się, gdy zaniechano nauczania marksizmu. Wiele innych książek zdezaktualizowało się z powodu gwałtownego postępu dziedziny, której dotyczą. Na przykład W. Turski "Propedeutyka informatyki" (rok wyd. 1985, 24 egz.) - żadnego wypożyczenia w ostatnich pięciu latach. Półki przy Szajnochy zaśmiecone są też książkami, które w ogóle nie powinny były w Bibliotece Głównej się znaleźć. Mówię tu o książkach specjalistycznych, które przez dziesięciolecia chomikowano bez żadnej merytorycznej kontroli celowości zakupów. Z informatyki jest na przykład W. Ziarko "Optymalizacja rozmieszczenia rodziny zbiorów w pamięci systemu operacyjnego" - 7 egz., zero wypożyczeń.

Wirtualne porządki

Przykłady powyższe mogą wyglądać na wybrane stronniczo. Dlatego, razem z kolegami z Instytutu Informatyki, skopiowaliśmy sobie do mojego komputera całą zawartość elektronicznej kartoteki Biblioteki Głównej i przeprowadziliśmy eksperymentalne wirtualne sprzątanie. Z tytułów, które w ostatnich kilku latach nie były w ogóle wypożyczane, zostawiliśmy po jednym egzemplarzu. Spośród tych zaś, do których czytelnicy zaglądali, zatrzymaliśmy wszystkie egzemplarze choć raz wypożyczone. Takie sprzątanie pozwoliło usunąć ponad 35 proc. księgozbioru! Bez uszczerbku ani dla kompletności zbiorów, ani dla wygody użytkowników. Nasz eksperyment dotyczył oczywiście tylko części zbiorów skatalogowanej elektronicznie. Jak wcześniej wspomniałem, książki te stanowią ok. 10 proc. całego zbioru, ale odpowiadają za prawie połowę wszystkich wypożyczeń. Każe to sądzić, że nadmiarowość części nieskatalogowanej elektronicznie może być nawet większa. Z drugiej strony możliwe jest, że średnia liczba egzemplarzy każdego tytułu jest w tamtej części niższa, co oznacza, że wyższy procent zbioru składa się z książek, które powinny zostać zatrzymane jako jedyny egzemplarz. Myślę, że uprawniona jest hipoteza, iż racjonalna selekcja odchudziłaby magazyny przy Szajnochy o jedną trzecią. Takie sprzątanie dałoby Bibliotece Głównej oddech na wiele lat, prawdopodobnie do końca istnienia tej instytucji w jej obecnej formie.

"Rok 2051...

...Gmach Biblioteki Narodowej w Warszawie zamieniono w muzeum książki. Szkoda, że nie wcześniej - pisze "Gazeta Wyborcza". - We wszystkich cywilizowanych krajach już kilkanaście lat temu cały narodowy księgozbiór był dostępny w Internecie. Nic dziwnego, że do Narodowej nikt nie przychodził".


Tak prognozuje w milenijnym numerze "Gazeta Wyborcza". Jestem zwykle dość sceptyczny wobec tzw. postępu. Ale nie można zamykać oczu na fakty. Biblioteki w ich obecnym kształcie są ekonomiczną konsekwencją tradycyjnej technologii książki: przez stulecia papier był jedynym dostępnym nośnikiem informacji, a sporządzenie kopii drogie. Było zatem sensowne, aby z tej samej kopii korzystało wiele osób. Dziś jesteśmy świadkami rewolucji, której skutki będą dalej idące niż konsekwencje wynalazku druku. Nie znamy jeszcze szczegółów przyszłych rozwiązań, ale pewne jest, że gromadzenie zbiorów będzie się odbywało w formie cyfrowej. Nie człowiek będzie jeździł do biblioteki, tylko książka w elektronicznej postaci będzie przesyłana do człowieka. Dopiero u czytelnika być może zmaterializuje się, np. poprzez druk. Żadne budynki nie będą do tego potrzebne.


Już teraz tańsze od budowania gmachu byłoby zeskanowanie posiadanych książek. Przesłanie informacji zawartej w przeciętnej książce do miejsca, gdzie znajduje się zainteresowany czytelnik, trwa kilka sekund. Wreszcie, co może najbardziej zaskakiwać, wydrukowanie na zwykłych laserowych drukarkach tylu stron, ile Biblioteka Główna udostępnia rocznie czytelnikom, kosztowałoby mniej więcej tyle, co całoroczne ogrzewanie i sprzątanie planowanego budynku.


Tradycyjna biblioteka utraciła sens ekonomiczny. Nie umrze od razu, bo nowa technologia wymaga ustalenia standardów i stworzenia infrastruktury technicznej oraz prawnej, ale jej dni są policzone. Przeżyją podręczne biblioteki, gromadzące książki używane na co dzień. Cała zaś przyszłość Biblioteki Głównej to jakieś 30 lat, czyli, jak każdy umie policzyć, w sumie mniej niż trzy miliony wypożyczeń. Niewiele, jak na gmach za trzysta milionów złotych.
Wydawanie ogromnych pieniędzy na budynek, który w chwili otwarcia będzie zabytkiem techniki, nie jest inwestycją w edukację i kulturę, lecz pogłębianiem cywilizacyjnego zacofania Polski. Szydzimy z tych, którzy 30 lat temu, gdy świat zaczynał odchodzić od przemysłu ciężkiego, budowali nowe kopalnie i huty. Wygląda na to, że tak samo będą niedługo kpić z dzisiejszych decydentów przechodnie mijający wielki, bezludny gmach w środku Wrocławia.

jma@tcs.uni.wroc.pl
Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji
Dr hab. Jerzy Marcinkowski jest pracownikiem naukowym Instytutu Informatyki Uniwersytetu Wrocławskiego. Jego specjalność to teoria informatyki

Jerzy Marcinkowski
14-05-2001 17:39

Linia

Linia


Linia


14-05-2001 17:17
Felieton z cyklu "Na własnej skórze"
| > |

14-05-2001 18:33
Dolnośląska Opinia Publiczna

Telefon - 0 800 166 024, e-mail: listy@wroclaw.agora.pl | > |