W KÓŁKO O JEDNYM

1. Miało być o czymś zupełnie innym. Był już tytuł ("O pieknym zakończeniu przewodu"), i jakieś kartki zabazgrane zgryźliwościami o stopniach i tytule. A potem zaczął się październik, pokój śniadaniowy Zakładu Teorii Informatyki napełnił się rozmową i zrozumiałem z tej rozmowy że to gdzie ja mam zakończenie przewodu nikogo nie będzie obchodzić. A co by mogło moich kolegów obchodzić ? Jeden jest temat, kto zgadnie jaki?

2. Więc, mówiąc całkiem poważnie, jak wiekszość z nas należę do pokolenia które takiej prawdziwej, katastrofalnej nędzy, miało szczęście nie zaznać. Ale też, jak innego rodzaju większość, jestem dość stary by pamiętać biedę za komuny. A z tej biedy za komuny pamiętam najlepiej taki obrazek jak jeździłem z kolegami na wakacje w Tatry, chodziło się tam na wielkie wycieczki. A potem siadaliśmy i cały wieczór zajmowała nam chaotyczna pogawędka w kółko o jednym. O tym mianowicie, co byśmy tu najchętniej zjedli.

Dziś atmosfera Uniwersytetu zaczyna przypominać tamte czasy. Tyle że już nie o jedzeniu na szczęście. O pieniądzach.

3. Matematyka obfituje w sytuacje gdy z danych trzech warunków można spełnić każde dwa, ale nie wszystkie trzy naraz (Profesor T. Pytlik wiele lat temu na wykładzie z analizy: "to tak jak w tym kawale, towarzysz mądry, uczciwy i kocha Partię"). Dziś trzy warunki wyglądają tak: wolność, nauka i niskie pensje uczonych.

4. Można zatem mieć, jak kiedyś, małe pensje i naukę. Jakąś tam naukę ale lepszą niż dziś. Tylko trzeba zadbać o to żeby ludzie nie mieli lepszego wyboru. Wydaje się, że dziś mogłoby być trudno to przeprowadzić. Chociaż wciąż czają się wokół ludzie myslący w kategoriach nakazu pracy. Przechowuję kuriozalne pismo (z r. 1996) w którym Dział Współpracy z Zagranicą, w odpowiedzi na moje podanie o półroczny urlop bezpłatny informuje mnie, trochę jakby nie na temat, że "pan Rektor nie wyraził zgody na mój wyjazd do Francji". Ciężko się niektórym było rozstać z funkcją zastępcy p. Boga ds. paszportów! A jeszcze później, gdzieś chyba w zeszlym roku, widziałem jednego z naszych profesorów poważnie proponującego Senatowi UWr aby znalazł jakiś sposob by zmusić pracowników aby przez dwa czy trzy lata po uzyskaniu kolejnego stopnia naukowego nie odchodzili do lepiej płacących uczelni.

5. Możliwe są też jednocześnie wolność i małe pensje. Tylko że ma się wtedy, jak widać, postępującą lipę a nie Uniwersytet. Pół biedy gdy ludzie zwyczajnie odchodzą porządnie pracować na uczelnie które potrafią zapłacić odrobinę więcej. Gorsze jest pozorowanie pracy naukowej na czterech etatach i inne chałtury na boku. Nie jest bowiem prawdą że, jak to sie mówi w telewizji, środowisko akademickie nie odnajduje się w realiach gospodarki rynkowej. Środowisko się odnajduje całkiem nieźle, tylko nauka się jakby nie odnajduje w tych realiach. Dawniej było tu z kim pogadac o matematyce. Dziś, boli to napisać, nie ma. Adiunktów co bardziej sensownych połowa kosi kasę w Niemczech. Doktoranci wpadają tylko na swoje zajęcia, a potem się spieszą bardzo bo wyskoczyli na chwilę z pracy. Szuka ich praca, prawdziwa praca. to są w końcu nasi najlepsi absolwenci. Profesora widziano podobno jak biegł gdzieś probując dopaść jednocześnie trzy uciekające granty. Myśli że jak je dogoni to odkupi doktorantów od kapitalisty. Uczeni, jeżeli jeszcze jacyś są pogawędzić nie mają z kim ani kiedy nie mówiąc o bliskosci jakiej wymaga rozmnożenie i wymrą niebawem jak jakieś misie panda. A sklonować to ich się potem może nie dać.

6. Można też sobie wyobrazić, że wciąż jeszcze moglibyśmy mieć wolność i naukę. Najpierw by trzeba przez jakieś 20 lat porządnie ludziom płacić, i modlić się żeby urosło. Fajnie by było znaleźć jakiś mechanizm który potrafiłby obciąć nieudane pędy, zabierające soki tym lepszym, ale to już całkiem inna historia. Od tego miejsca rozmowa w pokoju śniadaniowym Zakładu Teorii Informatyki rozdwaja się i toczy dalej w sesjach. Pierwsza, gdzie nam się pensje rozchodzą lokalnie. Że poprzednia ekipa bardziej niż naukę kochała otwierać ładnie wyremontowane sale, że każdy z tych remontów kosztował kilka razy więcej niż powinien. I że, trzeba to wreszcie ze smutkiem powiedzieć, ekipa nowa nie wydaje się wiele robić aby się od poprzedniej w tej sprawie wyraźnie odrożnić. Czego wynikiem UWr jest najsłabiej płacącą ze znanych nam uczelni, a zatem upadnie.

Druga sesja obraduje nad tym że studentów coraz więcej a do podziału na algorytm MEN daje coraz mniej. I że pan profesor premier powiedział w Krakowie że uczelnie bardziej niż czego innego potrzebują inwestycji. Wychodzę umyć kubeczek i dokonuję odkrycia: na inwestycje będzie coraz więcej, na algorytm (zatem i pensje) coraz mniej. Każda władza mając podzielić środki na dwie pule z których jedną dzieli wedlug algorytmu a drugą jak chce będzie dążyć do powiekszania drugiej kosztem pierwszej. Aby bardziej być władzą. Jedyny zatem sposób aby uczeni lepiej zarabiali (nie wszyscy, ale przynajmniej średnio rzecz biorąc), to powrót do systemu nakazowo-rozdzielczego. Trochę to zresztą zmierza w tę stronę: wymyślili że zamiast środkow na uczelnie będzie teraz Fundacja. Politycy jednogłośnie popierają bo Fundacja to posady i środki na kupowanie przyjacioł. Elita uczonych popiera bo widocznie każdy myśli że to jego akurat zechcą kupić. Naród głosując nagrodzi autorów bo nie potrafi zapytać zamiast czego ta Fundacja. Odstawiam kubeczek i idę na zajęcia, coraz więcej studentów, podobno mamy mieć nadgodziny w tym roku.

7. Oto streszczenie pogawędki w pokoju śniadaniowym ZTI albo gdziekolwiek, w którymkolwiek z instytutów trzystuletniej. Spisanie powyższego nie było aktem odwagi. Nie dało pretekstu do intelektualnej prowokacji. Nie będę więcej uczestniczył w takich rozmowach, szkoda czasu i nerwów. Ale jakby komuś przyszło do głowy zacząć, na ten sam temat, jakąś prawdziwą zadydmę, taką co się nie kończy na gadaniu to proszę na mnie liczyć.

JERZY MARCINKOWSKI