sprawdź inforamcje na nowym portalu!

portal gazeta.pl

 

czwartek, 05 VII 2001

 

 


 :: Aktualnosci    :: Miasto    :: Kultura    :: Punkty Widzenia    :: Sport  

Opinie - Spór o bibliotekę

W "GD"' z 15.05 br. ukazał się mój tekst, krytyczny wobec projektu budowy monumentalnego gmachu Biblioteki Głównej Uniwersytetu Wrocławskiego.



Przypomnę jego tezy: 1. Planowany budynek ma być niezmiernie drogi (wymieniam kwotę ćwierć miliarda złotych); 2. Takiego wydatku nie uzasadnia rola Biblioteki Głównej, gdyż biblioteki zakładowe uniwersytetu wypożyczają cztery razy więcej książek niż Główna, a w czytelniach udostępniają trzy razy więcej; 3. Problemy lokalowe części BG gromadzącej zbiory zabytkowe można rozwiązać za dziesiątą część planowanych nakładów, a problemy części gromadzącej zbiory nowe złagodzić przez racjonalną selekcję książek; 4. Przyszłość bibliotek to przede wszystkim gromadzenie elektroniczne, które nie wymaga specjalnych budynków.
Artykuł mój wywołał pewną reakcję, w szczególności byli łaskawi się wypowiedzieć dwaj członkowie Społecznego Komitetu Budowy Biblioteki dr hab. prof. Ludwik Turko i dr Andrzej Ładomirski, dyrektor biblioteki. Tekst prof. Turki nie wymaga repliki, bo nie zawierał argumentów, a jedynie insynuację, jakobym był barbarzyńcą i wrogiem kultury. Chciałbym ustosunkować się do listu dyr. Ładomirskiego, który polemizuje z moimi tezami za pomocą argumentów. Tyle tylko, że dość swobodnie traktuje prawdę.

Prognoza kosztów

Dyrektor Ładomirski sugeruje, że przewidywany koszt budowy sam wymyśliłem. "Jedyną dostępną prognozę kosztów nowego gmachu stanowi kwota 180 mln zł, wyliczona wstępnie na potrzeby konkursu na projekt przez zwycięski zespół architektów" - zapewnia. Na mojej stronie internetowej (www.tcs.uni.wroc.pl/~jma/biblioteka/) umieszczam kopię dokumentu "Informacja o zadaniach inwestycyjnych na rok 2001", przygotowanego przez administrację uniwersytetu dla senatu uniwersytetu. Podano tam 214 mln zł jako szacunkową wartość całego zadania. Kwota ta prawdopodobnie nie obejmuje kilkudziesięciomilionowej wartości działki wniesionej przez uniwersytet.

Książki na metry

Napisałem, że średnia liczba książek przypadająca na metr kwadratowy w obiektach wrocławskiej Biblioteki Głównej jest mniej więcej taka jak w rozbudowanej Bibliotece Jagiellońskiej i w nowej Bibliotece Śląskiej. Dyrektor Ładomirski nie zgadza się. Twierdzi: "w Bibliotece Jagiellońskiej na 1 mkw. przypada 109 książek, w Bibliotece Śląskiej 125, a w Bibliotece Uniwersyteckiej we Wrocławiu 173,5 książki". Dokument "wykaz kubatury i powierzchni zajmowanej przez jednostki Uczelni w obiektach UWr " (WWW jak wyżej) podaje jednak, że oba gmachy Biblioteki Głównej mają łącznie 17,5 tys. mkw., a jej zbiory liczą dwa miliony książek. Mój pogląd na dzielenie dwóch milionów przez 17,5 tys. jest taki, że wynik to około 114 (książek na mkw.). Dr Ładomirski uważa, że 173,5. Ciekaw jestem, czy z podobną precyzją szacował powierzchnię niezbędną w nowym gmachu? Jeśli tak, to mamy jakieś wyjaśnienie dla rozmachu inwestycji.
Ustosunkowując się do mojej opinii, że dla pół miliona tomów zbiorów specjalnych BG wystarczyłby nowy gmach o powierzchni 4 tys. mkw., zatem dziesięć razy mniejszy od planowanego, dyr. Ładomirski pisze: "zdaniem Marcinkowskiego warunki byłyby wtedy komfortowe, bo na 1 mkw. przypadałoby 100 książek. Jeśli pergaminowe manuskrypty, cenne inkunabuły, zabytkowe atlasy, grafiki czy rękopisy muzyczne będziemy traktować na równi z nowymi książkami, to sytuacja rzeczywiście nie byłaby najgorsza". W odpowiedzi zacytuję wypowiedź dyrektora Ossolineum A. Juzwenki ("GD", 4.06 br.): "Zakończył się remont magazynu przy ul. Sołtysowickiej w kompleksie opuszczonym przez armię radziecką. Cały remont kosztował 9,4 mln zł. Dzięki temu Ossolineum zyskało 1630 mkw. przestrzeni magazynowej, czyli 75 proc. tego, co już miało. Pomieszczenia przy Sołtysowickiej są klimatyzowane. (...) Znajdą się tam wszystkie dokumenty życia społecznego. Do tego zostanie ogromna rezerwa". Dodajmy, że Ossolineum gromadzi ok. 1,5 miliona tomów i, o ile się orientuję, nie są to harlequiny.

Ogniem czy wodą

Najwięcej emocji wywołały moje rachunki dotyczące możliwości odchudzenia księgozbioru przy Szajnochy przez jego racjonalną selekcję. Dyr. Ładomirski oburza się: "Książka niewypożyczana bodaj raz w ciągu pięciu lat powinna zostać sprzątnięta". Marcinkowski nie wyjaśnia, co oznacza użyty przez niego termin - czy jak gnój ze stajni Augiasza powinna zostać utopiona w wodach rzeki, czy spalona, jak to robili inni sprzątacze...".


Oburzenie to jest cynicznym żerowaniem na niewiedzy czytelnika i na jego szacunku do książki. Dyrektor Ładomirski wie doskonale, że selekcja jest rzeczą normalną w każdej dobrze prowadzonej bibliotece. Oto cytat ze sprawozdania Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego: "W 2000 roku ogółem w bibliotekach wydziałowych ubyło 17 185 woluminów. Mimo że jest to liczba o ponad 4,5 tys. woluminów wyższa niż w 1999 r., można wnioskować, że w bibliotekach nie jest prowadzona planowa selekcja zbiorów i istniejące kłopoty z powierzchnią magazynową w dużej mierze są z tym związane". Widać więc, że zbyt mała selekcja w bibliotekach wydziałowych spotyka się tam z krytyką dyrekcji Biblioteki Głównej. Z tegoż sprawozdania dowiadujemy się, że w wyniku selekcji biblioteka Instytutu Biochemii UW straciła w roku 1999 ponad 25 proc. zbiorów (www.buw.uw.edu.pl). Niech zatem dyrektor Ładomirski będzie łaskaw do Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego kierować swoje zapytania o to, czy oni tam te książki ogniem czy wodą.


Bardziej poważnie. Dyr. Ładomirski pisze: "autor wyliczył, że 35 proc. księgozbioru opracowanego komputerowo (...) nadaje się do natychmiastowej likwidacji. Swoje obserwacje (...) przenosi na pozostałą część księgozbioru z ul. Szajnochy (...). Nie wie przy tym ani nie bierze pod uwagę faktu, że w pierwszym rzędzie był katalogowany księgozbiór podręczników i jego to dotyczą uwagi na temat tytułów wieloegzemplarzowych, natomiast w pozostałej części księgozbioru większość stanowią książki przechowywane w jednym lub dwóch egzemplarzach".


Owszem, brałem to pod uwagę i napisałem: "Nasz eksperyment dotyczył oczywiście tylko części zbiorów skatalogowanej elektronicznie. Jak wcześniej wspomniałem, książki te stanowią ok. 10 proc. całego zbioru, ale odpowiadają za prawie połowę wszystkich wypożyczeń. Każe to sądzić, że nadmiarowość części nieskatalogowanej elektronicznie może być nawet większa. Z drugiej strony możliwe jest, że średnia liczba egzemplarzy każdego tytułu jest w tamtej części mniejsza, co oznacza, że wyższy procent zbioru składa się z książek, które powinny zostać zatrzymane jako jedyny egzemplarz".
Nikt nie wie, jaka naprawdę jest nadmiarowość części nieskatalogowanej elektronicznie. Szacowanie łatwo przeprowadzić, operując na pliku w pamięci komputera, ale nie wyobrażam sobie, jak to zrobić, posługując się papierowymi fiszkami. Ale nie z mojej nieudolności wynika, że po ośmiu latach od rozpoczęcia prac nad elektronicznym katalogiem obejmuje on jedynie dziesięć procent księgozbioru.

Prorocze wizje

Czwartą z moich tez dyrektor Ładomirski określa jako "prorocze wizje". Zdumiewa mnie to. Napisałem, że jedyne, co na pewno wiadomo, to to, że gromadzenie informacji będzie się odbywało nie na papierze, lecz w formie cyfrowej. Jest to prognoza tak mocno już osadzona w teraźniejszości, że trzeba nie lada odwagi albo niekompetencji, żeby nie traktować jej poważnie.
Pan Dyrektor czyni zresztą pewne ustępstwo na rzecz myśli, że elektronika może do czegoś służyć. W swoim wielkim gmachu planuje oddać do użytku czytelników 100 komputerów podłączonych do Internetu. Pomysł Internetu polega jednak na tym, że potrzebna informacja przychodzi kabelkiem do pracy albo do domu. Propozycja, aby użytkownik gdzieś chodził do Internetu, daje się porównać do projektu zbudowania ogromnej miejskiej łaźni w czasach, kiedy każdy ma (albo niedługo będzie miał) w domu łazienkę. Społeczny Komitetu Budowy Łaźni pewnie nazywałby nienawidzącym higieny barbarzyńcą każdego, kto twierdziłby, że taka budowa to absurd.

dr hab. Jerzy Marcinkowski
04-07-2001 19:12

Linia

Linia


Linia


04-07-2001 19:14
Wrocławscy studenci i naukowcy organizują wyprawę nad Morze Białe
Pociągiem dotrą do Moskwy. Stamtąd w okolice Kręgu Polarnego. Statkiem dopłyną na Wyspy Sołowieckie. - Traktujemy tę wyprawę jako naukę pod okiem specjalistów i przygodę w niezwykłym miejscu. Zbadamy i opiszemy zdobycze techniki, poznamy zwyczaje mieszkańców wysp i bogatą historię archipelagu - zapowiadają studenci Politechniki Wrocławskiej. | > |

04-07-2001 20:46
Żywe posągi w Rynku - z gazetowego forum
| > |

04-07-2001 20:41
Chora na stwardnienie rozsiane walczy o rentę

Trzynaście lat temu podczas szkolnych ferii nasza Czytelniczka zapadła na nieuleczalną i postępującą chorobę. Teraz jest całkowicie niezdolna do pracy. ZUS nie chce jej jednak przyznać prawa do renty. | > |

04-07-2001 20:56
Pytanie o nowy napis na pomniku Fredry
| > |

04-07-2001 20:55
Dolnośląska Opinia Publiczna
| > |