O WYKŁADZIE BAUMANA, NA SERIO

Jerzy Marcinkowski

Tygodnik ,,Do Rzeczy", czerwiec 2014

Uniwersytet zaprasza do wygłoszenia wykładu gościa o kontrowersyjnych poglądach. Albo o kontrowersyjnej przeszłości. Grupa osób oburzonych tym zaproszeniem przychodzi na wykład i przerywa go głośnym protestem. To na uczelniach wolnego świata scenariusz normalny. Nie ma miesiąca, żeby się gdzieś nie zrealizował. Zapytajcie google o "lecture disrupted by protesters".

Po każdym takim incydencie zaczyna się w zainteresowanej uczelni dyskusja. Najsilniej są w niej oczywiście reprezentowane oba rodzaje poglądów łatwych: ,,jak można zapraszać taką świnię" albo ,,dwa tuziny kiboli nie będą nam dyktować kogo mamy słuchać". Ale często pojawiają się też głosy ciekawsze, o tym jak należy godzić dwie ważne wartości cywilizowanego świata. Prawo do nieskrępowanej akademickiej debaty z prawem oburzonej (części) opinii publicznej do pokojowego, ale słyszalnego, protestu.

29 października 2013 na Brown University, jednej z najsławniejszych amerykańskich uczelni, należącej do prestiżowej Ivy League, z zaproszonym wykładem wystąpił, czy właściwe raczej miał wystąpić, Ray Kelly, wieloletni komendant nowojorskiej policji, znienawidzony przez mniejszości etniczne i środowiska lewicowe za ,,rasowe profilowanie" policyjnej prewencji. Wykład został natychmiast po rozpoczęciu przerwany przez protestujących, a następnie, po dwudziestu minutach zamieszania, odwołany. Wewnętrzny raport Uniwersytetu, który można znaleźć w internecie, stwierdza że decyzja o odwołaniu wykładu zapadła gdyż ,,ze względu na liczną obecność członków społeczności nie afiliowanych formalnie na Uniwersytecie" (czyli ? po naszemu ? ,,kiboli") uniwersytecka policja nie mogła być poproszona o wyprowadzenie protestujących. Ponadto niektórzy z podejmujących decyzję obawiali się że napięcie w sali wykładowej może przerodzić się w zamieszki. Ciekawe jest, że raport nie wspomina nawet o możliwości wezwania prawdziwej policji.

Raport szczegółowo opisuje również zdarzenia jakie miały miejsce przed wykładem. Okazuje się, że władze Uniwersytetu od dłuższego czasu zdawały sobie sprawę z zagrożenia protestem i próbowały mu przeciwdziałać, w cywilizowany sposób. Na przykład zwrócono się do osób uważanych za przywódców protestu z propozycją sfinansowania przez Uniwersytet zaproszenia wykładu innego gościa, który (w innym terminie) przedstawi dokonania kierowanej przez Kelly'ego policji z odmiennej perspektywy.

Za protest nikogo dotąd nie ukarano. Uniwersytet wciąż rozważa jakąś formę procedury dyscyplinarnej w stosunku do zaangażowanych w niego studentów, ale nie ma nawet mowy o odpowiedzialności karnej.

Janice Fiamengo jest byłą feministką i jest niezwykle kontrowersyjna dla ruchu feministycznego. Pozwala sobie na przykład na używanie szowinistycznego argumentu, że katastrofę Titanica przeżyło 75% obecnych na nim kobiet a tylko 18% mężczyzn. Nic zatem dziwnego, że jej wykłady w róznych uczelniach często są przerywane, w najlepszym razie przez włączający się ciągle jakimś cudem alarm pożarowy. 28 marca 2014 występowała na uniwersytecie w Ottawie. Wykład został przerwany przez grupę protestujących. Po 45 minutach zamieszania, w czasie którego protestujący uderzali w ławki, skandowali, śpiewali (podobno marnie) i grali na wuwuzelach, wykład został przeniesiony do innej sali, a uniwersytecka policja zadbała by nie wpuszczono tam osób niezainteresowanych słuchaniem. Przeczytałem w internecie kilkanaście dokumentów opisujących to wydarzenie i żaden z nich nie wspomina o jakichkolwiek sankcjach w stosunku do protestujących.

19 maja 2014 w uniwersytecie w Melbourne w Australii studenci przerwali wykład, który wygłosić miała Sophie Mirabella, była posłanka do australijskiego parlamentu. Na wideo, które łatwo znaleźć w internecie, widzimy grupę młodych ludzi wdzierających się na scenę gdzie stoi Mirabella, otaczających posłankę i krzyczących przez megafon że ,,dla takich rasistów nie ma miejsca na uczelni". Wezwano policję i w policyjnej eskorcie Mirabella opuściła salę. Potem policja wyprowadziła z sali protestujących i wykład wznowiono. Jak donoszą australijskie media "nikt nie został ranny i nikt nie został aresztowany". Przeciwko nikomu nie wniesiono oskarżenia.

Jedyny znany mi przykład podobnego incydentu zakończony postepowaniem karnym to tak zwana sprawa Irvine 11. W lutym 2010 na Uniwersytecie Stanu Kalifornia w Irvine zaproszony wykład wygłosić miał Michael Oren, ambasador Izraela. Licznie obecni na sali członkowie związku studentów muzułmańskich przeszkodzili w rozpoczęciu wykładu skandując rózne nieżyczliwe Izraelowi hasła. Zostali wyprowadzeni z sali przez uniwersytecką policję i potem wykład odbył się bez przeszkód. Jedenastu sprawców zamieszania zostało skazanych na 56 godzin prac społecznych i policjyny nadzór. Oskarżenie, a potem wyrok, wzbudziły poważne kontrowersje. Na przykład Erwin Chemerinsky, znany prawnik, dziekan wydziału prawa na uniwersytecie w Irvine, powiedział (cytuję za Los Angeles Times) że choć prawo do wolności słowa nie rozciąga się na zakłócanie wykładów, to stawianie za to sprawcom kryminalnych zarzutów jest niepotrzebne I szkodliwe, bo tworzy niepotrzebne podziały i pozostawia otwarte rany.

Czytając relacje z dziesiątków takich przerwanych wykładów zaczyna się rozumieć, że sprzeczność między ważnymi prawami stron konfliktu jest tu w istocie jedynie pozorna. Prawo oburzonych wykładem do tego, aby wejść na salę gdzie siedzą ich oponenci i wykrzyczeć im w twarz swój protest daje się pogodzić z prawem przeciwnej strony do wysłuchania wykładu. Nigdzie tego oczywiście nie skodyfikowano, ale wydaje się że uniwersytety wolnego świata zaakceptowały zwyczaj, zgodnie z którym protest trwa do momentu gdy (zwykle po kilkunastu minutach) przybywa policja i prosi osoby niezainteresowane słuchaniem o opuszczenie sali. Kto jest przeciwko prawu do takiego -- ograniczonego w czasie -- protestu, ten w istocie nie broni prawa osób zainteresowanych wykładem do jego wysłuchania. Broni ich prawa do zamknięcia się w getcie swojej perspektywy poznawczej.

19 maja 2014, tego samego dnia kiedy Sophie Mirabella została wygwizdana w Melburne, Sąd Rejonowy we Wrocławiu ogłosił wyrok w sprawie zakłócenia, w czerwcu 2013, na Uniwersytecie Wrocławskim, wykładu Zygmunta Baumana. Łącznie 19 osób skazanych zostało za wybryk polegający na zakłóceniu porządku publicznego na kary aresztu (do 30 dni), lub grzywny (do 5000 zł). Skazani -- wśród których jest odznaczony przez prezydenta Komorowskiego działacz opozycji z lat 80 -- ukarani zostali za siedem minut okrzyków. Po tych siedmiu minutach, na pierwsze wezwanie policji, opuścili salę, po czym wykład -- inaczej niż w Brown University -- odbył się normalnie. Inaczej niż w Melburne nie było nawet mowy o żadnej przemocy, czy fizycznym zagrożeniu. Żaden z protestujących nie oddalił się ze swojego miejsca i nie zbliżył do Baumana. Nie było też żadnych szkód na mieniu. Wyrok który zapadł we Wrocławiu ? jak pokazują przytoczone przykłady -- zupełnie nie mieści się w standardach normalnego świata. Spędziwszy kilka dni na googlowaniu i czytając o dziesiątkach podobnych incydentów nie potrafiłem znaleźć dla niego precedensu. Ale mam swobodny dostęp jedynie do źródeł anglojęzycznych, być może wynik mojej kwerendy byłby inny gdybym nauczył się jakiegoś innego języka.

Być właśnie może ten inny język lepiej rozumieją polscy prawnicy, którzy we wrocławskim wyroku nie widzą niczego niewłaściwego. Dziekan Wydziału Prawa mojego Uniwersytetu nie poszedł śladami swojego kolegi z Irvine. ,,Zachowanie takie jak obwinionych nie mieści się w dopuszczalnych granicach swobody wypowiedzi i nie zasługują oni na ochronę" - uważa Dorota Głowacka z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka (cytat za GW). Uniwersytet Wrocławski -- podobnie jak Brown University ? wiedział wcześniej o możliwych protestach. Ale -- inaczej niż władze Brown University -- władze UWr nie próbowały nawet udawać że są otwarte na różne możliwe perspektywy. Czy nie można było, zapraszając Baumana, zaprosić jednocześnie na przykład któregoś ze znanych historyków by -- oczywiście w innym terminie ? wygłosił, w podobnej oprawie jak Bauman, wykład o różnych bandyckich organizacjach których Bauman był funkcjonariuszem? Takie zaproszenie, pokazywane opinii publicznej w pakiecie z zaproszeniem Baumana, pozwoliłoby uczelni obronić reputację i mogło, być może, zapobiec protestowi.

Uniwersytet Wrocławski wolał przygotować się inaczej. Zgodnie z zeznaniami jakie przed sądem złożył prorektor Adam Jezierski, przez wykładem Baumana obyło się kilka spotkań z policją. Policji udostępniono pomieszczenia i była obecna na Uniwersytecie już przed wykładem, dzięki czemu mogła interweniować już po siedmiu minutach. Każdy przytomny człowiek, niezależnie od tego po której stronie polskiego sporu się znajduje, rozumie że są istotne i uczciwe powody dla których Bauman wzbudza kontrowersje. Smutno mi, że władze mojego uniwersytetu uważają że z tymi kontrowersjami najlepiej radzić sobie policyjną pałą.